środa, 28 września 2011

Skrzaty, chochliki, duchy a sprawa warkoczyków

Zapewne wielu z Was słyszało w dzieciństwie opowieści o skrzatach, chochlikach, bądź wrednych duchach, które plątały końskie grzywy i ogony w warkocze. Będąc małym nasłuchałem się tych opowieści, od różnych "babek", "cioć" i "wujków". Zawsze traktowałem to jako legendę, bajkę.
Pewnego pięknego wrześniowego poranka wybrałem się na weekend do mojego znajomego, który to mieszka w malutkiej wioseczce, gdzieś pod Koszalinem. Oczywiście jak to w małej wsi, mieszkańcy przez dziesiątki, a może nawet setki lat przekazywali sobie różne mroczne opowieści o duchach i nawiedzonych domach. Oczywiście znajomy mój twierdzi że mają klasyczny nawiedzony dom, ale o tym później.
W dzień wybraliśmy się do lasu na grzyby, wieczorem mieliśmy iść obejrzeć dom, niestety wichura i deszcz pokrzyżowały nam plany, więc zostaliśmy w ciepłym domu.
Oczywiście temat zszedł na duchy, a oto historia którą opowiedział mi znajomy, a wydarzyła się kilka lat temu i był jej naocznym świadkiem.

Sąsiad mojego znajomego miał konia, młodą klacz, koń jak koń, normalny jak każdy inny. Pewnego poranka sąsiad przyszedł prosić o pomoc, okazało się że z klaczą coś nie tak. Poszli obejrzeć, okazało się że końska grzywa była ozdobiona setkami drobnych i misternie splecionych warkoczyków. Obaj gospodarze podrapali się po głowach i zrzucili to na jakiś głupi dowcip miejscowej młodzieży, choć przyznali obaj że do takiej pracy potrzeba było kilka osób i całej nocy. Do obiadu o sprawie jak to na wsi zapomniano.
Następny ranek przygnał właściciela konia jeszcze raz, tym razem prosił o pomoc w poszukiwaniach konia, bo w nocy spłoszony czymś wybiegł ze stajni i tyle go było widać.
Więc ruszyli, pod sklepem zaczerpnęli informacji, czy ktoś może rano nie widział konia, okazało się że kilka osób widziało klacz, ale nie rano, a w nocy. Podobno stary Kowalski gnał na niej przez wieś w odświętnym garniturze i na oklep.
Ruszyli więc do Kowalskiego, który mieszkał samotnie w ostatnim domu pod lasem, na miejscu się okazało że ów człowiek nie żyje od kilku, kilkunastu godzin. Znaleźli go powieszonego. Konia znaleziono po roku czasu nieopodal gospodarstwa jego właściciela, a właściwie to co z niego zostało, bo koń nie żył już od miesięcy. Jak to się stało że nikt go nie znalazł? nie wiadomo.

Nazwisko Kowalski zostało wymyślone na potrzeby opowieści, bo niestety zapomniał prawdziwego i tak nie wypadało by go użyć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz